Mercedes SLK

mercedes slk 2004Mercedes SLK wygląda pięknie, efektownie, rasowo i seksownie. Zwykle w Mercedesie na tym się kończyło, ale nowy SLK jest autentyczny. Świetnie jeździ i, nawet jak na tę markę, jest znakomicie zrobiony.
Ten samochód wykręca głowy wszystkim, gdzie tylko się pojawi. Wspaniałe są zastosowane w nim klasyczne proporcje roadste-ra: długa maska, króciutki tył, oszałamiająco pochylona szyba, niskie nadwozie. Rewelacyjnie dobrano elementy stylizujące – przedni pas bezwstydnie zapożycza styl zarówno z bolidów Formuły 1, jak i najbardziej awangardowego sportowego modelu w historii Mercedesa –  McLarena SLR. Przebieg bocznej linii nadwozia niedwuznacznie sugeruje, że to urządzenie stworzono z my-
ślą o przecinaniu powietrza z ogromnymi prędkościami, a tył z muskularnie ukształtowanymi przetłoczeniami powie każdemu wyprzedzonemu kierowcy, że przez moment miał do czynienia z czymś zarazem potężnym i piekielnie seksownym. Coś fantastycznego!
Ale w dziejach tej marki wielokrotnie zdarzały się takie samochody, po czym następowała jazda próbna –    i wraz z nią potężne rozczarowanie. Okazywało się, że właściwie na stylizacji
wszystko się kończy. Owszem, samochód świetnie wygląda, ma we wnętrzu znakomite materiały i dobry silnik, ale razem – jako całość – nadaje się tylko do defilowania po bulwarach. Teraz jest inaczej. Nowy SLK to bardzo prawdziwy samochód sportowy, nawet z najmniejszym silnikiem, i nawet w połączeniu z automatyczną skrzynią biegów. Bo taki był testowany egzemplarz: 1,8 l, kompresor, 163 KM i dość już archaiczny pięciostopniowy automat, którego z całą pewnością sportowym nikt normalny nie nazwie.
Samochód jest tak udany przede wszystkim dlatego, że do doskonałego wyglądu doszedł układ jezdny, jakiego marka z gwiazdą chyba jeszcze nigdy nie oferowała normalnym użytkownikom. Powiem w największym skrócie tak (choć pewnie wiele osób przestanie mnie lubić za takie porównanie): ten Mercedes jeździ, skręca, prowadzi się i trzyma drogi niczym BMW. Najbliżej mu do Z4, ale…
Ale jego jędrne, naprawdę sportowe zawieszenie jest zarazem wystarczająco komfortowe, by zaoszczędzić niemiłych doznań na naszych najbardziej nawet odbiegających od standardów Unii Europejskiej ulicach. I dla wielu potencjalnych użytkowników oznaczać to będzie wielki plus. Tym bardziej, że to chyba pierwszy model Mercedesa, w którym układ kierowniczy jest precyzyjny i daje świetne „czucie” jezdni. A przy tym nie podąża za koleinami i nie szarpie kierownicą. W porównaniu z arcy rywalem z Bawarii brakuje mu jeszcze ociupinę – przełożenie układu kierowniczego i sama kierownica są trochę za duże, więc ostra jazda po krętej drodze wymaga pełnej „przekładanki”, a nie tylko obracania kierownicą od skrzyżowania rąk w lewo po skrzyżowanie rąk w prawo. Podkreślam jednak: do ideału jest tu bardzo blisko! Tym bardziej, że trzymanie drogi jest znakomite, a układ ESP zarazem nadzwyczaj czujny i nienarzuca-jący się. Pewnie – jeśli pod maską znajdzie się nowo opracowany 3,5-litrowy silnik V6, wszystko może wyglądać inaczej. Ale po pierwsze, tego jeszcze nie próbowałem, a po drugie SLK 350 (nie mówiąc już o wersji AMG) to inna liga –    to pierwsze sześcio cylindrowe wersje Mercedesa połączone z ultranowoczesną, siedmiostopniową automatyczną skrzynią biegów,
o    której zdolnościach krążą legendy od czasu, gdy pojawiła się w ośmiocylindrowych limuzynach klasy E i S.
W kabinie jest bardzo ciekawie. Rozplanowanie poszczególnych elementów obsługowych ocenić należy jako absolutnie bez zarzutu, styl jako wyjątkowo, jak na Mercedesa, spokojny i nieozdob-ny, spasowanie idealne, materiały w większości co najmniej bardzo dobre.

Niemniej są tu miejsca, gdzie zgrzytem jest zastosowanie ni stąd, ni zowąd taniego plastiku pokrytego sre-brzanką. Dotyczy to choćby podłokietników na drzwiach i zintegrowanych w nich przełączników sterowania szybami.

Skoro już jesteśmy przy podłokietnikach – umieszczono je za wysoko, co kierowca średniego wzrostu natychmiast zauważa podczas kręcenia kierownicą. Jak już
pisałem, koło jest za duże, więc razem daje to efekt, jak podczas uroczystego obiadu u dziadków: „trzymać łokcie przy sobie!” Tym bardziej to wskazane, że kabina nie grzeszy przestronnością.

Tu też dostrzec można podobieństwo do BMW Z4. Myślę, że możliwe byłoby wygospodarowanie większej przestrzeni nawet w tak niewielkiej kabinie, ale ograniczeniem są wzmocnienia boczne. Jeśli kabriolet ma być bezpieczny (a Mercedes jest w końcu twórcą pojęcia „bezpieczeństwo bierne”, podobnie zresztą stworzył naukę o nazwie ergonomia), coś trzeba poświęcić.

Zresztą nawet niechętni temu rodzajowi nadwozia stwierdzą, że daje się tu wytrzymać – szczególnie, że ten maleńki samochodzik potrafi ugościć w kabinie nawet ludzi o wzroście powyżej 200 cm bez konieczności uginania kolan czy karku. Sprawdziłem na nadwymia-rowych kolegach. I zasada ta obowiązuje nie tylko pod go-
łym niebem (rama przedniej szyby nie zasłania widoku dryblasom), ale także pod dachem, a nawet w trakcie jego elektrycznego składania!
Tu dochodzimy do kolejnej istotnej kwestii: ten dach jest genialny, a w nowym modelu SLK chyba jeszcze genialniejszy niż w poprzedniej wersji, czy nawet w samochodzie określanym jako „Mr Perfect”, a więc modelu SL. Znika to całkowicie w obrysie karoserii, odbierając bagażnikowi naprawdę niewiele, a po rozłożeniu zapewnia doskonałą widoczność (najbardziej „przejrzysty” kabriolet, jakim w życiu jechałem) i absolutną szczelność, co z narażeniem zdrowia i  z zaciśniętymi zębami sprawdziłem osobiście, przejeżdżając samochodem przez automatyczną myjnię.
Ale nowy SLK ma też znakomite, kubełkowe fotele, których sportowy charakter nie oznacza konieczności rezygnacji z komfortu jazdy,
fantastyczne możliwości regulacji położenia zarówno siedzeń, jak i kierownicy, a także sporo sensownych schowków i uchwytów. Ma też, wśród opcjonalnego wyposażenia, propozycję dla wszystkich tych, którzy (jak choćby ja) nigdy nie brali pod uwagę nabycia kabrioletu z powodu skłonności do przewiania karku.
Nazywa się to „Airscarf”, czyli „szal powietrzny”. To po prostu dodatkowy nawiew w oparciu fotela na wysokości szyi. Trzystopniowa regulacja ciepłego (zawsze, nawet natychmiast po uruchomieniu silnika) strumienia powietrza czyni wszelkie ograniczające widoczność wind-szoty kompletnie zbędnymi. Efekt – pomykałem sobie w normalnym ubraniu pod gołym niebem w temperaturze 7 stopni (noce we wrześniu były chłodne) i nie odczuwałem najmniejszego dyskomfortu. Podgrzewanie foteli, wydajne ogrzewanie kabiny i rzeczony Airscarf załatwiają sprawę.
Podsumowując, napiszę tak: w 10-stopniowej skali bezwzględnej daję temu pojazdowi 9. Tym bardziej z takim wyposażeniem, jak w aucie testowym.  Ale – uwaga, uwaga! – poza zastrzeżeniami do kierownicy i przełożenia układu kierowniczego, oraz zbyt niskiego umieszczenia dźwigni kierunkowskazów, położenia podłokietnika i jakości tworzywa użytego do wykonania sterowania szybami drzwiowymi, nie ma tu zupełnie nic, do czego mógłbym się przyczepić.