Opel Insignia – test

Opel Insignia – test.

Widzisz samochód na parkingu i chcesz czy nie wydobywa się z ciebie “wooooow”. Ta linia, ten kolor… Uwaga, na widok Insigni mogą ugiąć się wam nogi.

Na początek pewne sprostowanie – Insignię testowaliśmy jeszcze w porze śniegów, zamieci i ogólnie wstrętnej pogody. Wskutek różnych różności które nas spotkały test ukazuje się teraz. Niemniej wyrażamy nadzieję, że i tak będzie się Wam podobał.

Jest piękna!

Insignia to zdecydowanie jedno z najładniejszych aut w swojej klasie, na które czekaliśmy przebierając nogami (zwłaszcza Wojtek). Na parkingu lekko mnie zamurowało: ten samochód jest ogromny! Z lekko trzęsącymi się z wrażenia kolanami wsiadłam do tego czerwonego potwora, poczułam się jak w luksusowym salonie i ruszyłam. Pierwsza niespodzianka – w lusterkach widać wszystko, absolutnie. Bezstresowo wyjechałam dzięki nim z dość ciasnego parkingu po czym udałam się pod domu, gdzie bez żadnych problemów zaparkowałam. Parkowanie tą kolumbryną nie przysparza absolutnie żadnych kłopotów i jest łatwiejsze niż parkowanie Astrą. Chociaż to kombi, nadal wygląda niesamowicie, zwłaszcza w opcji z czerwonym lakierem na tle białego śniegu. Do tego opony o niskim profilu i piękne felgi – naprawdę robi wrażenie. Zapominasz o tym, że w zasadzie jest czołgiem – staje się Twoim osobistym powozem, karocą księżniczki w wydaniu miejskim. Jest piękna. Zarówno na zewnątrz, jak i w środku. Wnętrze jest ekskluzywne, eleganckie i… skromniejsze niż w testowanej nieco wcześniej Astrze, co może zaskakiwać, ale zdecydowanie na plus. Insignia to jedno z tych aut, przed którymi można stać i napawać się ich pięknem, zawsze zwraca na siebie uwagę nie tylko na drodze, ale także na parkingu. Lubisz takie samochody? Wybierz Insignię Combi OPC line.

Weź masażystę w dłuższą podróż

Jak przystało na samochód rodzinny Insignią odwiedziliśmy rodzinę ulokowaną w różnych zakątkach Polski. Trafił nam się chyba najgorszy zimowy weekend, gdy waliło śniegiem, drogi były białe i śliskie, a pługo-piaskarki zdecydowanie się z niczym nie wyrabiały. W efekcie samochody tańczyły na drodze krakowiaczka, a my niespecjalnie mieliśmy okazję do testowania pakietu sport, nad czym odrobinę ubolewam do tej pory. W samochodzie jest wygodnie… do czasu. Pomimo faktu, że fotele są regulowane w pięciu tysiącach płaszczyzn zawsze ustawiają się tak, że masz dziurę pod lędźwiami i w efekcie po paru godzinach jazdy masz dosyć wszystkiego i wszystkich. Co z tego, że siedzisz nisko, że jest dobre trzymanie z boku, że masz mnóstwo miejsca, ale nie masz wrażenia, że zostałeś pilotem samolotu? Ból kręgosłupa to zdecydowany minus podczas dłuższych podróży. Fotelom nie można jednak odmówić świetnego zaprojektowania pod względem wyglądu. Czarna skórzana tapicerka przeszyta pomarańczową nitką pasuje do zadziornego charakteru samochodu. Wyglądają elegancko i zachęcająco.

Uwaga na “ułatwienia”

W Insignię wsadzili silnik wysokoprężny, ale trzeba przyznać, że ładnie brzmi na wyższych obrotach. Nie było klekotania, które było łatwo słyszalne w Astrze. Mało tego – Insignia może i jest wielkim potworem, ale wcale nie pije paliwa jak smok krakowski po zjedzeniu owieczki i raczej nie zbankrutujemy podczas podróży nią. Zbiera się nieźle, ale napęd 4×4 na śliskiej drodze może spowodować lekko nerwową sytuację. Autentyk: wlekliśmy się za busem 30km/h. Chciałam go wyprzedzić. Przyspieszyłam i poczułam jak tył zaczyna latać od prawej do lewej. Być może wpływ na to miały warunki – śnieg na drodze i temperatura w okolicach zera, ale jednak spodziewałam się, że wielka krowa,jaką niewątpliwie jest Insignia, w dodatku z napędem 4×4, poradzi sobie lepiej.
Gadżety teoretycznie mające ułatwiać jazdę w cięższych warunkach atmosferycznych zaczynają przeszkadzać – tak stało się z czujnikiem kolizji, który zabrudzony błotem pośniegowym zaczął nieustannie wyświetlać komunikat, że czujnik kolizji jest niedostępny. Wychodzi na to, że raz na kilkanaście kilometrów powinnam się zatrzymać, wyczyścić samochód i kontynuować podróż. Aha – marzę o tym. Ale poza tym spisują się doskonale, choć nadal nie wiem czy lubię, gdy samochód zaczyna myśleć za mnie – pozostawiamy to waszej ocenie. Jeśli lubicie elektronikę – Insignia przypadnie Wam do gustu. Aaaa – i plus za możliwość odtwarzania muzyki z ipoda z jednoczesnym małym minusem, że chwilę to trwa zanim się rozpracuje system. Całe szczęście, że nie musiałam walczyć z tym samodzielnie podczas jazdy, bo nie wiem czy byłabym w stanie napisać teraz ten post.

Komfortowo

Ponieważ to kombi, mieści się w niej absolutnie wszystko – szwarc, mydło i powidło, w razie potrzeby nawet teściowa (zmieściłyby się pewnie obie). Bagażnik jest tak wielki, że aby sięgnąć do samego końca musiałam praktycznie do niego wejść. Niezbyt to wygodne jeśli jest chlapa i tył samochodu jest ubłocony, a nasze zakupy odjechały na sam koniec bagażnika. Pozostaje ekwilibrystyka i zaklinanie rzeczywistości w rodzaju “dalej, dalej ręko Gadżeta”. Ale jeśli potrzebujecie dużo miejsca, to już wiecie, że Insignia będzie idealna pod tym względem. Zawsze można jeszcze złożyć tylne siedzenia. Wtedy otrzymacie powóz do przeprowadzek i wyjątkowo elegancką wersję dostawczaka. Z tyłu jest prawie tak komfortowo jak z przodu – miejsca jest mnóstwo, nasza pasażerka nie narzekała na komfort jazdy.

Nie da się nie wspomnieć o przyjemności jazdy tym samochodem. Prowadzi się precyzyjnie i posłusznie, dobrze się parkuje i jest śliczna. Tak, chciałabym taki samochód. Ale z drugiej strony co ja bym z nim zrobiła w obliczu mieszkania w miejscu, gdzie zaparkowanie choćby malucha bywa problematyczne, a Insignia sprowadziła na mnie mandat od straży miejskiej? Polubiliśmy Insignię za jej piękno, za to, że przez chwilę się zastanawialiśmy czy dźwięk spod maski aby na pewno pochodzi z diesla, za to jak zostało wykonane wnętrze. Nie wspominam o cenie, bo jest trochę z kosmosu. Ale jeżdżąc tym samochodem mogłabym się poczuć jak miejska księżniczka – dobrze się mną zaopiekowała od samego początku. Tylko stroniłabym od dalszych podróży. Po co mi potem nastawianie kręgosłupa?

Chcemy? Zmieńcie fotele!